poniedziałek, 5 września 2011

44

TROCHĘ O ODŻYWIANIU
W rozmowach często przewija się kwestia odżywiania. Generalnie w Rosji nie stanowi to większego problemu. Żaden z nas nie miał sensacji żołądkowych eliminujących go z dalszej jazdy. Śniadania na ogół o standardzie europejskim jadaliśmy w hotelach lub zajazdach. Im dalej na wschód tym bardziej śniadania obfitowały w kasze i były zbliżone do obiadu

Naturalnie trzeba było mieć czujność harcerza ;) i odpowiednio się dezynfekować. W Rosji alkoholu podczas jazdy NIET (zero promila!!!) przeto do baku paliwo, a w siebie BURN'a lub RedBull'a i dalej do przodu

Typowy zestaw obiadowy w przydrożnym zajeździe to solianka - zupa ugotowana na wszystkim co pod ręką :), bazą tej zupy może być dowolne;) mięso, ryby, grzyby itp oraz placki zazwyczaj serowe (przynajmniej ja takie dania wybierałem jako dające szansę na dalsza jazdę)




No a wieczorkiem - to po królewsku :)))


Jednak moje prawdziwe syberyjskie menu, które codziennie kilkakrotnie było przeze mnie wybierane i pozwoliło mi w jako takiej kondycji pokonać HARLEY 'em te tysiące kilometrów, to SNICKERS plus COCA COLA :)

niedziela, 21 sierpnia 2011

43

TROCHĘ O SPRZĘCIE
W podróż wybrałem się na moim Harleyu Road King'u wersja POLICE rocznik 2002. Motocykl jest bez żadnych modyfikacji, przejechane miał w chwili wyjazdu ok 80.000 km. Jedyną modyfikacją na wyjazd było założenie aluminiowej płyty grubości 4mm, która po powrocie ma 2-3 wklęśnięcia na 1 cm głębokości- znaczy zdała egzamin :)
Na wszelki wypadek wziąłem zapasową oponę tylną 130 bo jakby co to i na przód sie nada. Na szczęści nie było tego jakby co. W oponę włożyłem 5 l oleju na wymianę i filtr. Od Irkucka - gdzie robiłem wymianę była pusta ;). W żeglarskim żółtym (aby był widoczny) worku zapakowany miałem śpiwór (używałem 2-3 razy gdy pościel wydawała się być nieświeża) namiot (ani razu nie był rozbijany)i termares.
W torbie miałem za dużo rzeczy osobistych. Wystarczyła połowa tego co zabrałem. Miałem pokaźny zapas leków, na szczęście poza węglem i czymś na ból brzucha, nic nie było mnie potrzebne.
No i jeszcze mały, ale jakże przydatny gadżet GPS Garmin'a ZUMO 550. Miałem wgraną aktualną mapę Rosji gdzie były zaznaczone wszystkie(!!!!)miejscowości i drogi po których jechaliśmy, niestety wadą tego modelu jest brak cyrylicy. W związku z tym miejsca mogłem wybierać tylko poprzez wpisywanie współrzędnych - w tym miejscu jeszcze raz dziękuję grupie wsparcia :)dzięki której trafialiśmy w punkt. Ponoć model 660 ma już bukwy.

Całą drogę, nawet w największy upał, jechałem w kurtce skórzanej. Jest to kurtka Harleya z grubej skóry z wentylacjami z przodu i tyłu. Nie ma membrany, ale tak ca 3-5 godzin w deszczyku można jechać :). Spodnie- oooo !!!! godne polecenia, HALVASSSONS 'a SAFIR z membraną http://halvarssons.pl/halvarssons_2010/index.php?k=spodnie&prd=Safir.

Spodnie są doskonałe. Membrana jest wypinana. Po jeździe błotnej w spodniach wchodziłem pod prysznic by je doprowadzić do jako takiego wyglądu. Mają suwaki wentylacyjne. Przydałaby się tylna kieszeń (mają tylko po bokach). Spodnie nigdy mi nie przemokły (kurtka tak). Właściwie gdybym miał inną deszczówkę (dwuczęściową) dołu bym nie zakładał.
Buty - też ze stajni Harleya- sznurowane na Gore-Tex'ie z seri FXRG. Z czystym sumieniem polecam są i do jazdy i do pieszych wędrówek.
Chyba najsłabszym sprzętem to była deszczówka, która wyciągałem gdy już tak naprawdę lało. Jednoczęściówka- a więc z wszystkimi wadami i zaletami tego modelu. Zaleta zasadnicza, że nie przemaka :) - wada- założyć to cholerstwo zwłaszcza na mokre ubranie to trzeba się trochę napocić.
Następną kupie już II- częściową, a właściwie to samą górę.

No i kolejne bardzo przydatne wyposażenie. Ochraniacze zakładane na gmole. Dzięki nim buty i nogi do linii kolan miałem zawsze prawie suche. Szybki montaż i demontaż. Niezauważalny wzrost spalania.

środa, 17 sierpnia 2011

42

Ze Smoleńska do Warszawy trasę ca 900 km postanowiliśmy zrobić na jeden raz. Nie jest to zbytnio trudne zważywszy,że droga przez cały czas do polskiej granicy to dwupasmówka. Przejazd autostradą przez Białoruś płatny - w sumie 8$. Jako, że Białoruś z Rosją ma unię celną, przeto jest tylko jedna odprawa na granicy polsko-białoruskiej. Formalności na granicy trochę trwają, można więc wypoczywać, czas tu jakoś biegnie inaczej - może dlatego, że już u siebie?






Wg GPS'a przejechana trasa to przeszło 12.000 km


Wg licznika jest to niecałe 12.000km. Z drugiej strony nie te kilometry są najważniejsze...
Istotą sprawy jest to, że coś o czym się tyle myślało, tyle wymagało czasu i poświęceń stało się rzeczywistością. Wyprawa przez całą Rosję, którą wspólnie z przyjaciółmi zrealizowałem nie tylko dała mi możliwości poznawcze ludzi (bezinteresownych, ciekawych świata, otwartych, skorych do pomocy) i miejsc , poruszyła wszystkie zmysły, zahartowała, ale przede wszystkim umocniła w przekonaniu, które już przywoływałem, że marzenia warto mieć... później plany... a później to wszystko śmiało realizować.



Gdybym był artystą i mógł tą wyprawę przez Rosję namalować, namalowałbym tęczę powstającą podczas groźnej burzy, na niebieskim niebie... w blasku złotego słońca... tęczę z pełną gamą doznań jakie po drodze było nam dane zobaczyć, usłyszeć, posmakować, dotknąć, poczuć...

Dziękuje Wam za towarzyszenie podczas wyjazdu. Nie jest to ostatni post; jeszcze trochę spraw opiszę :)
Gdyby był ktoś zainteresowany jakimiś szczegółami chętnie odpowiem.

Piszcie maila na adres byrski@o2.pl


wtorek, 16 sierpnia 2011

41

Ilekroć przechodzi się przez tą bramę, zawsze dopada dziwna cisza i spokój tego miejsca...

Niemi świadkowie ścielą cieniem swoich koron ochronny parasol nad zgiełkiem dnia codziennego...

Oczy przybyłych patrzą na groby pomordowanych, a widzą obłudę i pustkę słów wypowiadanych...

Plany i tablice kłócą się z haosem wokół tego miejsca...

Ale imiona wyryte w żelazie ożywają w naszej pamięci budzone drżeniem z dzwonu...

niedziela, 14 sierpnia 2011

40

Na tą chwilę czekaliśmy 10 dni tzn. od czasu zostawienia naszych motocykli na spedycji we Władywostoku. Było kilku pocieszycieli, którzy rokowali nam powrót pieszo do domu w myśl zasady "Rosja to duży kraj", ale... nadzieja umiera ostatnia :)
W końcu telefonicznie ze spedycją ustaliliśmy,że mimo niedzieli po godz. 15 będzie można odbierać motorki. Doprawdy piękny jest to widok jak z magazynu zaczynają wyłaniać się jeden po drugim...

I nie ważne, że skrzynie trzeba było rozbijać samemu (w myśl przepisów motocykle można przewozić bagażową spedycją tylko zapaletowane). Tu należy podziękować naszemu rodakowi Viktorowi (to ten stojący za mną), który mieszkając i pracując w Moskwie dopomagał nam zarówno w drodze do Władywostoku, przeprowadzając nas przez Moskwę, a teraz przywiózł benzynę i miał skrzynkę z narzędziami, którymi rozebraliśmy palety.

Tak po prawdzie to rozbiórka skrzyń leżała po stronie spedycji, ale czekać kolejny dzień w Moskwie.... zupełnie nam się nie uśmiechało.

Po godzinie wszystkie motocykle były oswobodzone z pęt skrzyń, a my wyposzczeni długim nieróbstwem gotowi do jazdy.

Jeszcze tego samego dnia zamierzaliśmy dojechać do Smoleńska (ca 400km). Trasa była już nam znana. To tzw "olimpijka" droga budowana na olimpiadę w 1980r. Musimy się śpieszyć, bo chcemy zdążyć jeszcze na cmentarz w Katyniu, a zamykają go o 21.
Na moim Harleyu wyraźnie widać tysiące km przejechane przez Syberię.

39

Tak powoli zastał nas w Moskwie zmrok ....

Jako że przynajmniej jeden uczestnik był prawidłowo ubrany :), a wszyscy mimo braku motocykli, odczuliśmy potrzebę pójścia do knajpy motocyklistów....
Po kilkunastominutowym marszu znaleźliśmy się na Arbacie, gdzie jest knajpeczka do której zjeżdżają się motocykliści

Pogadaliśmy z kilkoma bajkierami, wzbudzając żywe zainteresowanie. Żałowaliśmy że nie mogliśmy pod knajpę podjechać naszymi bajkami, ale one jeszcze były w drodze...

Przy piwie i pizzy powspominaliśmy jeszcze świeże wydarzenia z drogi do Władywostoku oraz powrotnej podróży koleją transsyberyjską i gotowaliśmy się duchowo na następny dzień, dzień odbioru motocykli z agencji spedycyjnej.

38

No to po siedmiu dniach i nocach :) w końcu dojechaliśmy do Moskwy. Jakoś tak dziwnie się złożyło, że piwo w hotelu mimo że trzy razy droższe niż w pociągu smakowało co najmniej trzy razy lepiej.
Po solidniej kąpieli i odświeżeni nabieramy sił by wyjść na miasto

Już zabudowa w najbliższym sąsiedztwie hotelu zwiastowała nietuzinkowość miasta

Przeto i sklepiki gdzie można zrobić drobne zakupy wcale nas nie dziwiły ... ;)

Wiadomo, wszystkie drogi prowadzą w Moskwie na Plac Czerwony gdzie można przedefilować wraz z tłumem turystów...

No i oczywiście podziękować odpowiednio (he he) wodzowi rewolucji ...

piątek, 5 sierpnia 2011

37

Jeśli jest czas powitań , musi być i czas pożegnań...
Jedna z naszych współpasażerek Swieta właśnie dojechała na 2-miesięczne wakacje do rodziny w Miżnym Nowgorodzie. Jedną z bardziej zadowolonych osób faktem końca tej podróży był mąż Swiety, który potrafił co pół godziny dzwonić dopytując się o losy żonki :).
Dziękujemy ci Swieta za bardzo miłą podróż.

Na kolejnej stacji Władimir (następna to już Moskwa) Jacek z Mirą i Jurek z Moniką wysiadają z pociągu, a my pomagamy im tym razem rozładować motocykle. Wracają do Polski przez Ukrainę.

Zawsze takie pożegnania są trochę smutne. Ale żyjemy nadzieją ponownych spotkań ..., planów ..., wyjazdów ...,

Jacek i Mira.
Zawsze podziwiałem pasażera. Myślę, że o wiele łatwiej podczas wypraw motocyklowych jest kierowcy. Pasażer czuwa nad droga raczej w sposób bierny, może co prawda podpowiadać kierowcy trasę, robić zdjęcia, ale musi mieć zaufanie dla swojego kierowcy. Poza tym mimo wszystko jego pozycja jest mniej wygodna. Ja jechałem kilka razy jako pasażer i byłem szczęśliwy w monecie zejścia z motocykla

Monika i Jurek
Jurek na pożegnanie demonstruje nam swoją czapkę pozyskaną w drodze dosyć skomplikowanego handlu od Mongoła.

36

W Irkucku dołączyli do nas Jacek z Mirą i Jurek z Moniką. Pierwotnie mieliśmy spotkać się wszyscy we Władywostoku, gdzie zamierzali dotrzeć trasą znacznie trudniejszą -przez Kazachstan i Mongolię. Niestety jak to w drodze bywa, Mongolia zabrała im tyle czasu, że nie było mowy aby wsiąść do pociągu dalej niż w Irkucku.

Dodatkową trudnością było przekonanie rosyjskich kolejarzy,aby na bagażowy wagon zabrali 2 motocykle.Po wielu zabiegach :) i odpowiedniej argumentacji :) można było ładować. Pociąg w Irkucku stoi ok 25 minut, ale z załadunkiem trzeba było się spieszyć.

Wieczorkiem, po zdenerwowaniu związanym z załatwianiem wszystkich motocyklowych spraw, na twarzach Jacka (z lewej) i Jurka nie było śladu

Mira i Monika też były wyluzowane, chociaż jeszcze niedawno na ich głowie w momencie załadunku był cały bagaż

Mieliśmy też dużo czasu, aby w miłej atmosferze powspominać powoli kończący się wyjazd. Mira z Jackiem i Monika z Jurkiem będąc w Irkucku poświecili trochę czasu, aby udać sie do polskiej wioski w Wierszynie (ca 100 km od Irkucka). Byli tak serdecznie tam ugoszczeni, że nawet w chwili relacji dla nas, oczy im błyszczały i wzruszenie nie było im obce.
Ech... Wszędzie gdzie się nie obejrzysz gdzieś los rzuci Polaka...

środa, 3 sierpnia 2011

35

Aby żyć trzeba jeść i pić!
Co odważniejsi stołowali się w restauracyjnym, a zupą dnia zresztą od pierwszego do siódmego :), była tzw solianka - czyli coś na wzór barszczu. Ja po pierwszym dniu podziękowałem, bo właśnie skończył mi się cały zapas węgla :)

Kuchnia Swiety bardziej mi odpowiadała, zwłaszcza że przy popitce fundowanej przez Larisę żadne niebezpieczeństwo nam nie groziło - oczywiście ze strony podstępnych bakterii :)

Na krótkich postojach ryby same pchały się do wagonu. Tu osławione omule z Bajkału wędzone na ciepło (a więc tak tradycyjnie), jak i na zimno (to te w folii) wędzone na słońcu. Ja wybrałem tą trzecia opcję, kupiłem truskawki od tej pani z lewej:). Kubeczek ok 0,5 l- 100 rubli (10 zł). Ryby po 50 rubli.

Na dłuższych postojach można było na dworcu lub peronie zakupić całe dania obiadowe (kotlety, sałatki, już ugotowane kartofle, pierogi etc.) no i coś do picia. Później tylko uśmiechnąć się do prowadnicy, a uśmiech ukrasić 50 rublami coby w mikrofali to podgrzała i .... wyżera gotowa.

Miłośnicy i miłośniczki fast food'ów też mogą spokojnie wybrać się w podróż koleją Transsyberyjską. Na Stacji nie znajdą co prawda pizzy Hut lub Dominium, ale na хот дог'a mogą spokojnie liczyć. Coca/Pepsi Cola, Mirinda czy chipsy Lays'y też w dowolnych ilościach :)

niedziela, 31 lipca 2011

34

Jednym z ważniejszych wagonów, jeśli nie najważniejszy, to restauracyjny. Wygląd jak z lat 50. To tutaj przesiadywaliśmy część czasu sączac piwko po 110 Rubli (11zł) za butelkę, co odważniejszi zamawiali śniadanko czy obiad.


Restauracyjny funkcjonował tylko dzięki Paaliakom .
Nadawaliśmy rytm temu obiektowi.
To tutaj rozgrywały się sceny niczym z dzikiego zachodu, a raczej dalekiego wschodu... :)
Od czasu zajrzenia "do kuchni" i zlokalizowania wreszcie skąd ten charakterystyczny zapach pochodzi zdałem sie na kuchnie współpasażerek lub tradycyjny zestaw Snickers + Cola
W każdym z wagonów były po dwa obiekty strategiczne w postaci kibli. I tu wyrazy uznania dla prowadnic które dbały o jego czystość mimo że złorzeczyły "snowa Paaliaki w unitaz bumagu brosali". Tu dla niewtajemniczonych bumagę trzeba wrzucić do kosza- czego nigdy nie zrobiłem. Wrzucanie papieru do kibla i małosprawne spłukanie mogło powodować jego zatkanie. Faktem jest, że ichni papier to po to był takiej struktury, aby przypadkiem nie rozpuścił się w wodzie i można byłoby poddać go ponownemu recyklingowi :)

No i kolejny obiekt strategiczny w postaci prysznica w ilości na cały pociąg ... 1 :).
Myśleliśmy, że o prysznicu to tylko pośnimy. Jakież było nasze zdziwienie gdy okazało się, że byliśmy najlepszą klientelą prowadnicy, która zawiadywała rzeczonym przybytkiem. Nie tam abyśmy tylko my korzystali ale raczej tłumów tam nie było. Prysznic 100 Rubli tyle co piwo