niedziela, 14 sierpnia 2011

40

Na tą chwilę czekaliśmy 10 dni tzn. od czasu zostawienia naszych motocykli na spedycji we Władywostoku. Było kilku pocieszycieli, którzy rokowali nam powrót pieszo do domu w myśl zasady "Rosja to duży kraj", ale... nadzieja umiera ostatnia :)
W końcu telefonicznie ze spedycją ustaliliśmy,że mimo niedzieli po godz. 15 będzie można odbierać motorki. Doprawdy piękny jest to widok jak z magazynu zaczynają wyłaniać się jeden po drugim...

I nie ważne, że skrzynie trzeba było rozbijać samemu (w myśl przepisów motocykle można przewozić bagażową spedycją tylko zapaletowane). Tu należy podziękować naszemu rodakowi Viktorowi (to ten stojący za mną), który mieszkając i pracując w Moskwie dopomagał nam zarówno w drodze do Władywostoku, przeprowadzając nas przez Moskwę, a teraz przywiózł benzynę i miał skrzynkę z narzędziami, którymi rozebraliśmy palety.

Tak po prawdzie to rozbiórka skrzyń leżała po stronie spedycji, ale czekać kolejny dzień w Moskwie.... zupełnie nam się nie uśmiechało.

Po godzinie wszystkie motocykle były oswobodzone z pęt skrzyń, a my wyposzczeni długim nieróbstwem gotowi do jazdy.

Jeszcze tego samego dnia zamierzaliśmy dojechać do Smoleńska (ca 400km). Trasa była już nam znana. To tzw "olimpijka" droga budowana na olimpiadę w 1980r. Musimy się śpieszyć, bo chcemy zdążyć jeszcze na cmentarz w Katyniu, a zamykają go o 21.
Na moim Harleyu wyraźnie widać tysiące km przejechane przez Syberię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz